Gdy byłam mała, bardzo lubiłam baśnie Hansa Christiana Andersena. Posiadałam (właściwie to cały czas posiadam, ale to sekret) dwa opasłe tomiska, gdzie znajdowały się moje ulubione – ukochane wręcz – historie, do których nie raz lubiłam powracać. Tak więc, kiedy tylko miałam możliwość pochwycenia w swe łapki Królestwa łabędzi, wydanych nakładem wydawnictwa Egmont, nie zastanawiałam się ani chwili. Chociaż już dawno wyrosłam z baśni, a duży udział miały w tym przełomie kreskówki, to nigdy nie zapomniałam tych wspaniałych chwil dręczenia rodziny o „jeszcze jedną” baśń.